Gliwice (PL) - Slansko Jezero (MNE) - samochod 19h
Slansko Jezero (MNE) - Savnik (MNE) - 40km rower (3h), 25km autostop, 3km spacer
Rozpoczelismy od dlugiej podrozy samochodem. Szacowany czas podrozy mial wyniesc 14h, ale korek oraz zamkniecie czesci autostrady w Chorwacji (z powodu bardzo silnego wiatru), dodaly troche narzutu czasowego. O godz. 14, pod pieknym jeziorem Slansko zapakowalismy sakwy na nasze rowery i wyruszylismy na trase. Przez nastepne 4h jechalismy na polnoc, zmagajac sie z bardzo silnym wiatrem (zawsze od przodu) oraz calkowitym brakiem sklepow (0 sklepow podczas 30km jazdy). Ostatecznie (poniewaz bylismy na drodze pomiedzy niczym a niczym) zlapalismy na stopa ciezarowke typu Kamaz, ktorą dwoch milych Czarnogorcow (Vladko i Velko) podwiozlo nas do Savnika. Niestety pomimo tego, ze Savnik jest calkiem sporym miastem, nie bylo tam mozliwosci cieplego noclegu na ktory zdecydowalismy sie w zwiazku z temperatura 5 stopni Celsjusza oraz wielka checia wziecia cieplego prysznica. Na szczescie 3km pod gore znajowaly sie bungalowy Jatar. Po polgodzinnym spacerze z rowerami, w blasku lampek rowerowych, dotarlismy do schronienia.Cieply prysznic, kabanosy, piwko (zdobyte w restauracji) i dlugi sen ogrzewany grzejnikiem elektrycznym.
Dzien 2
Savnik (MNE) - Pluzhine (MNE) - 50km rower (4.5h)
Dzien rozpoczelismy od sniadania zlozonego z omleta i herbatki. Ok. godz. 10, po zasiegnieciu opinii tubylcow (nasza mapa bardzo slabo ogarniala ten region), wyruszylismy na zachod przez poludniowe tereny Parku Durmitor. Przez spora czesc drogi towarzyszyl nam malowniczy widok kanionu Nevidio. Po godzinie jazdy dotarlismy w koncu do sklepu (pierwszego czynnego od Niksica), gdzie porzadnie zaopatrzylismy sie (jak kupowac wode to cala zgrzewke). W dalszej czesci drogi przyszlo nam walczyc z 10km odcinkiem szutru (tlum. makadan) na drodze do Bezoje. Szuter byl calkiem dobrze ubity, ale czasm zdarzaly sie wieksze skupiska kamieni. Po przebyciu szutru zrobilismy krotki odpoczynek na pieknej zielonej trawce. Zregenerowani wyruszylismy na dlugi zjazd do Jeziora Pivska. Na nieszczescie (jak to czesto na wyprawie bywalo) po zjezdzie, trzeba bylo tyle samo wjechac. Czarnogorcy jakos nie lubia budowac mostow miedzy kanionami. Po podjezdzie jeszcze czekal nas zjazd, podjazd, zjazd, podjazd i zjazd i dotarlismy do miejscowosci Pluzhine. Na szczescie Pluzhine posiadalo “wielki” sklep (velka prodejnica), czyli klasyczny, maly supermarket osiedlowy. W ramach regeneracyjnej kolacji postanowilismy odwiedzic restauracje obok bungalowu, ktory wynajelismy (dalej panowaly zimne temperatury). Regeneracyjny posilek skladal sie ze sporego kawalka bialego sera, duzych porcji miesa i piwka.
Pluzhine (MNE) - Dobro Polje (BiH) - 81km rower (5.5h)
Pobudka o godz. 8, sniadanko zlozone z dobrej czarnogorskiej kielbasy oraz bialego sera. Zaczelismy od drobnej naprawy bagaznika Szymona przy uzyciu duzej liczby paskow zaciskowych. O godz. 10, po zrobieniu sporych zapasow (w velkej prodejnicy), wyruszylismy na trase. Ostatnie 25km w Czarnogorze prowadzilo przez malownicza i plaska droge wzdluz jezioro-rzeki Pivska. Nastepnie odprawilismy sie przez przejscie graniczne w Scepan Polje / Hum. Tuz za granica zrobilismy godzinna przerwe aby uczcic nowy kraj. Na przestrzeni 3 dni wypracowalismy standardowy zestaw przerwowy - banan + baton (w wersji rozszerzonej dodatkowo jablko). Po przerwie wyruszylismy w strone miasta Foca. 25km drogi, pare drobnych podjazdow, ale nie na tyle, aby uniemozliwic liczne dyskusje podczas jazdy. W miescie Brod, zdecydowalismy, ze do Sarajeva pojedizemy droga M18. Naszym oczom ukazala sie tabliczka z napisem “Sarajevo 72 km”. Droga M18 jest droga bardzo malownicza, plaska i posiada chyba ze sto mostow nad rzeka Bistrica. Na nasze nieszczescie miasto, ktore mialo istniec po 70km trasy nie istnialo (mapa znowu zostala wrogiem publicznym numer jeden). Trzeba bylo zrobic dodatkowe 10km (w stanie glebokiego zmeczenia), aby dojechac do wsi Dobro Polje. W Dobro Polje wlasciciel miejscowej restauracji pozwolil nam rozbic sie na jego polu. Po udzieleniu pozwolenia zamknal restauracje, spuscil psa i odjechal. Pole bylo bardzo plaskie i wypelnione krotka trawa, ale niestety w nocy pare zwierzat (prawdopodobnie psow) spacerowalo dookola namiotu wydajac niepokajace dzwieki. Pomimo licznych pobudek noc skonczyla sie bez problemow i obudzilismy sie calkiem wyspani.
Po porannej pobudce na polu, rozpoczelismy dzien mila pogawedka ze starsza Pania z restauracji obok ktorej spalismy. Podczas rozmowy owa Pani mocno narzekala na obecna sytuacje ekonomiczna w Bosnii (“Ekonomija w Bosni nulla”). Ok. godz. 10 wyruszylsimy na trase, ktora zaczela sie od 6km podjazdu. Na szczescie dalsza czesc trasy (z maly wyjatkiem podczas wjazdu do Sarajeva) prowadzila w dole lub byla plaska. Na trasie spotkalismy pierwszych sakwiarzy. Holendra jadacego samotnie do Australii (przejezdzajac nawet do 240 km dziennie) oraz Australijczyka, ktory od paru miesiecy krecil sie po Europie. Po dotarciu do Sarajeva znalezlismy nocleg w Hostelu Luxury Inn. W hostelu bylo bardzo duzo miejsca i przesympatyczna atmosfera. Popoludnie spedzilismy na spacerowaniu po miescie, probowaniu lokalnych specjalow oraz robieniu zdjec. Wieczorem zintegrowalismy sie z reszta podroznikow z hostelu (ekipa Uzbeko-Kanadyjsko-Meksykansko- Brazylijsko-Baskijsko- Amerykanska). Pierwszy raz w zyciu uslyszelismy “komplement”, ze posiadamy niemiecki akcent podczas mowienia po angielsku. Podczas kilku piwek ucielismy kilka sympatycznych pogawedek. Hiszpanskojezycznych ludzi bardzo bawilo, ze nazwisko Szymona tlumaczy sie na “Cabron”...
Dzien 5
Dzien bez roweru.
Rano, 4 godziny spedzilismy na wystawie poswieconej ludobojstwie w Srebrenicy. Byl to bardzo poruszajacy moment. Jeden z najbardziej poruszajacych w zyciu. Miejsce, ktore trzeba odwiedzic i warto poswiecic na to sporo czasu. Po poludniu uczestniczylismy we Free Walking Tourze, podczas ktorego przesympatyczny przewodnik Ervin przedstawil nam spory kawal historii Sarajeva i BiH. Podczas spaceru po miescie udalo nam sie uslyszec sporo opowiesci na temat czasow oblezenia (1992-1996) oraz tego jak wygladalo wtedy zycie w miescie. Wieczorem udalismy sie na ostatni spacer po miescie podczas ktorego kupilismy pare suwenirow oraz nauczylismy sie pic kawe po bosniacku. Pozniejszym wieczorem uczestniczylismy w kolejnej integracji, ktora przeniosla sie do pubu nieopodal, gdzie ekipa (Uzbecko-Amerykansko-Polska) aktywnie uczestniczyla w lokalnym karaoke. Podczas karaoke nieznajomosc lokalnego jezyka nie byla wieksza bariera w uczestnictwie. W pubie odbyla sie tez ceremonia moczenia brody w piwie. Przed snem, w hostelu odbyla sie jeszcze dluga dyskusja (pomiedzy Szymonem a Kamila z Wroclawia) na temat idei stojacych za idea autonomii Slaska.
Dzien 6
Sarajevo (BiH) - Ostrozac (BiH) 72km rower (3h 45min), max. 64km/h
Po wczesnej pobudce, spedzilismy poranek na 2 godzinach pogawedek podczas sniadania. Ok. godz. 10 rozpoczelismy wyjazd z Sarajeva. Niestety czesc wyjazdu prowadzila przez droge szybkiego ruchu, wiec przez chwile bylo dosc nerwowo. Lekko ucierpialo lusterko Szymona, ktore zostalo uderzone przez auto. Na szczescie po ok. 10km (za zjazdem na jedyna autostrade w BiH), sytacja na drodze sie uspokoila i kontynuowalismy podroz na zachod droga M17. Przerwe na kawe zrobilismy w przydroznej restauracji, gdzie odbylismy dluzsza pogawedke z wlascicielem (lamanym jezykiem polsko-bosniackim). Ciekawa konstrukcja w restauracji byl wiatrak napedzany sztucznym strumykiem poprowadzonym od pobliskiej rzeki. Tuz przed miejscowoscia Konjic trafilismy na jeden z najlepszych zjazdow jakimi kiedykowliek dane nam bylo jechac. 15km idealnie gladkiego asfaltu, duzo nachylenia, malo skretow i piekny krajobraz. Ok. godz. 17 dotarilismy nad Jablansko Jezero, gdzie postanowilismy spac w miejscowosci Ostrozac. Wszystko w okolicy bylo bardzo ciche poza mostem po drugiej stronie jeziora, ktory byl zbudowany z nieprzymocowanych plyt. Wieczorem ugotowalismy spaghetti (pierwsze gotowanie na wyprawie) oraz rozegralismy pierwsza partie szachow (coby choc raz je uzyc).
Dzien 7
Ostrozac (BiH) - Risovac (BiH) 36km rower (3h30min)
Dzien skladal sie glownie z 23km podjazdu pod Park Przyrody Blidinje. Calosc podjazdu okraszona byla przepieknymi widokami doliny i sporadycznymi ostrzezeniami o minach. Czesc podjazdu prowadzila przez szutrowa droge, ale zdazylismy sie juz przyzwyczaic do tego. Po drodze spotkalismy pare naprawde wielkich psow, ale na szczescie dzisiaj psy mialy pokojowy dzien. Ok. godz. 16, po calym dniu podjezdzania, naszym oczom ukazala sie rownina Parku Blindinje. Piekna, okryta chmurami i lekkim deszczem. Krajobraz jak na Islandii. Z powodu zimna i mokra, ok. 17 wyladowalismy w Motelu Risovac, gdzie zjedlismy troche jegnieciny i dosc szybko udalismy sie spac.
Dzien 8
Risovac (BiH) - Bina (BiH) 94km rower (5h20min), max. 62km/h
Lekko odwlekalismy pobudke do godz. 9, poniewaz wtedy mial ustac deszcz (padajacy od dnia poprzeniego). Na szczescie prognoza sprawdzila sie. Przestalo padac dokladnie o godz. 9 (Google Weather pozytywnie u nas zapunktowal). Pierwsza czesc trasy prowadzila przez malownicze terany Parku Blindinje. Dodatkowo caly czas wial mocny wiatr od tylu (chyba ok. 100km/h), wiec bezwysilkowo jechalismy 35km/h po plaskim terenie (a gdy zaczynalismy pedalowac to duzo szybciej). Po przejechaniu Parku Blindinje, dalsza czesc trasy prowadzila przez 40km szutru (gora, dol, gora, dol). Do godz. 16 ruch na drodze byl bardzo maly, ale w koncu dotarlismy do glownej drogi M6 na Mostar. 20km drogi do Mostaru bylo dosc ciezkie, poniewaz mocny, boczny wiatr platal figle. Szczegolnie na 5km finalnym zjezdzie do Mostaru. Na szczescie dotarlismy cali i zdrowi. Ok. godz. 18 dotarlismy na camping w miejscowosci Bina, gdzie spotkalismy sie ponownie z Michasia i Bartkiem (z ktorymi razem zaczelismy podroz i zatroszczyli sie dobrze o auto). Wieczorem udalismy sie na troche zwiedzania po Mostarze, a nastepnego dnia...
Dzien 9
Bina (BiH) - Gliwice (Pl)
… pakowanie i powrot do domu. Droga do Gliwic przebiegla spokojnie i w 14h udalo nam sie wrocic do domu (z rowerami na dachu).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz